Druga nagroda w konkursie "My po 24 lutego"

Autor nieznany

Wersja ukraińska na dole strony

Nienawiść to pierwsze słowo. Słowo pierworodne. Słowo przodek. Ale na prapoczątku jeszcze o tym nie wiem. Wtedy, kiedy odzywa się tylko nienawiść czerwona, ta nieskażona białością. Wtedy najgłośniej wyłażą czarne słowa. Wychodzą ze mnie, z siebie. No ale jak inaczej, jak zareagować? Na to, co atakuje głowę… Przecież…

Trzeba być sczłowiekasynem, żeby leźć tak zaborczo. Jak niedźwiedź, tratując słonecznik. Z podniesioną łapą, po wszystko nieswoje. Po ludzi, po język, po historię… Po kawał miejsca na mapie… I upychać to wszystko w kieszeni… Tak czelnie. Tak w prime time’ach całego świata. Trzeba być sstalinsynem, żeby tak hitlerzyć.

I ja… ja nie chcę najpierw bronić – atakowanych. Nie chcę biec z otwartymi ramionami, na pomoc uciekającym. Nie chcę witać chlebem i sercem na dłoni. Chcę biec z pięściami słów – na atakujących. Bez żadnego kawałka dobroci w rękach. Tylko z zaciętym słowem i zaciśniętą chęcią. Z nastroszonym nożem. Tym, który otworzył się w kieszeni. I ukąsił rękę, kiedy się po niego wyciągnęła…

Dlaczego nóż otwiera mi się w kieszeni, choć… go tam nie ma? Dlaczego kąsa mnie w dłoń, choć ostrze grzeszy tępotą? Może chce coś powiedzieć? Pokazać, co siedzi we mnie. Co pod skórą, we krwi, co w kościach. Najbardziej w głowie serca. Tak daleko, głęboko, tak jednak na wyciągnięcie chęci. Podobno każdy nosi generalską buławę w plecaku i nóż w kieszeni. Siadam przy meblu, od którego buduje się rodzinę. Od którego zaczyna się pokój w domu. I pokój w sąsiedztwie, w kraju, na świecie. Siadam przy stole. Do rozmowy z nożem. Żadne to ostrze do walki, takie kuchennie zwykłe. Kawałek lichego metalu, startego od walki z jedzeniem. Bez żadnego szkolenia wojskowego. I co… miałbym nim teraz poderżnąć komuś gardło tak, jak podrzynam gardło pomidorowi? Rozpruć komuś brzuch tak, jak otwieram bebechy bułki? Podciąć komuś żyły tak, jak podcinam żyły kapuście? Zabić kogoś tak, jak uśmiercam mięso na kotlety? Wydłubać z kogoś życie tak, jak lobotomuję dynię na Halloween? A, tak! Odruch by tak chciał. Ten pierwszy, który tak krewko podniósł rękę. Na tak, atak.

Muszę pokroić siebie. Roznożować tkanki. Dobrać się do trzewi, do kości. Próbować znaleźć ten guz. On mi powie – dlaczego ręka w słowach zerwała się pierwsza. Dlaczego zaciśnięta… Tnę aureolę. To pierwsza linia obrony. Gładki, kolczasty zasiek. Korona niecierniowa. Aureola nigdy nie przyzna, że jestem zdolny do noża; to dlatego byłem pewien, że nie mam go w kieszeni. Moja własna, najwłaśniejsza pewność, że święty ze mnie człowiek, ma skórę wykutą na pancerz. I ta skóra śmieje się nożowi w twarz. No, spróbuj! Może zgolisz choć jakiś włosek. No, spróbuj! Prowokuje, jakby ani trochę nie była wcieleniem świętości. Co, ja nie przerżnę!? Ja nie dam rady!? Piłuję na siłę, na złość. Dźgam, rozpycham się metalem. Nic z tego, nic z owego nie będzie. Stal sobie nie radzi, zęby też. A te przecież, od kąsania słowami, mają swoją ostrość. Przegrywam tę bitwę. Niecierniowa korona mi z głowy nie spadnie. Ale muszę się jakoś dobrać do siebie. Jakoś obejść tę zeribę pierścienia świętego.

Ręka wyciąga pomocną dłoń. No pewnie! Głupi ja, dopiero teraz na to wpadam. Przecież jestem drapieżnikiem! A ten najpierw dobiera się do miękkości, a nie próbuje rozgryźć czaszkę ofiary, zwłaszcza najeżoną świętymi rogami. Wnętrzność rany stoi do mnie otworem. Patrzę, co może mi dać. Czy pomoże dogrzebać się do siebie? Pokaże, gdzie siedzi ta krewkość. Gdzie źródło tej Amazonki. Skoro zwiastowała pierwszą reakcją, coś musi we mnie być. Niech da się znaleźć, niech odpowie na pytanie – czy bez niej to nic, czy z nią to wszystko? Otwarta rana przygląda mi się przekrwionym okiem. A ja, zamiast plastrować krew, wgapiam się w czerwień. Lśniąca, soczysta, pasie oko. Wygląda na zdrową, nie widzę skażeń, trucizn, piany… Ale… Może powinienem ją sobie zbadać? We krwi widać całego człowieka, wszystko co się w nim czai. Przez przypadek raczej się nie zraniłem; zwłaszcza nożem, którego według mojej aureoli w ogóle nie ma… Może przez krew dobiorę się do swojej głowy? Może w niej coś znajdę? Jeśli nie odpowiedź, to przynajmniej pytanie…

Zanoszę się na morfologię. Oddaję kawałek siebie, w płynie. Materiał, dowód. I czekam, nie na miejscu. Czekam w poczekalni swojego rodzinnego mebla. Aż stanie się badanie… Magiczne odwirowanie próbek. Wstępna obróbka. Oznaczenie przez analizatory. Absorbancja impulsów elektrycznych. Sprawdzian w korekcji mikroskopowej. Tłumaczenie wyników na język stężeń i aktywności parametrów. Ocena rozmazu ze wszystkimi niuansami, przez morfologa, może nawet patomorfologa.

Papier zawsze jest gorący, kiedy ma powiedzieć coś ważnego. No, litery, cyfry, dawajcie wyniki! Chcę wiedzieć, chcę łapczywie. Otwieram kartkę, tą zranioną, trzęsącą się ręką. Morfologia pogłębiona. Na początek odczyn OD. Wiedziałem, że jest OB, ale… OD? To ciekawe… Czytam… Parametry komórek czerwonych, z opisem… Pierwszy erytrocyt to agresja (łac. infestum odium). To nienawiść napastliwa, biegająca z podniesioną pięścią i skacząca z łapami do wszystkich. Potem bezsilność (impotens odium). Nienawiść o największym ładunku, ale zblokowana i niemogąca znaleźć ujścia. Kolejna to nienawiść łapczywa, oznaczona w słowniku krwiopojęć jako chciwość (avarus odium). I kwaśna, i gorzka, i ostra, i wciąż szukająca nowego smaku, do zagrabienia. Jest nienawiść szaleńcza, jeździec bardzo bez głowy. To desperacja (desperatis odium). Najhojniej procentowo wypada egoizm (odium sui sui), czyli nienawiść, która bezinteresownie występuje we własnym imieniu i dla własnego dobra. W górnej części skali jest nienawiść wybuchowa, oznaczona jako furia (furore odium). Wściekle czerwona, z czarnym podniebieniem i białymi kłami. Gorycz (amarum odium), czyli nienawiść niechętna wszystkiemu. Jest trochę wycofana, a jej wynik wyziera z dolnych rejestrów. Obok niej, swoim parametrem, wierci się humorzastość (odium chimaricum), czyli nienawiść sfochowana. Prychająca czubkiem własnego nosa i odwracająca się plecami. Okrągłymi liczbami wyskakuje irytacja (odium irritatum), oznaczona jako pyszcząca nienawiść. Podskakująca jak rozpalony kogucik na podwórku swoim wysokim głosikiem. Podłużną cyfrą sączy się jadowitość (odium venenati). Taka nienawiść cieknąca z zębów, przekrwioną śliną, pełną zarazków, jak u warana. Wszystkie swoim stężeniem próbuje przekrzyczeć kłótliwość (iurgium odium), ta nienawiść przekupowata. Skora do burd, słowoczynów i rękoczynów. Cichsze, ale równie zauważalne jest lekceważenie (despiciens odium), czyli nienawiść olewająca. Taka co to zaszczyca otoczenie pogardliwym podniesieniem nogi.

Ahaaa, czyli z krwi wychodzi mi… nienawiść. To ona się czai, to ona drapieżniczy, to ona każe wygrażać, to ona wkłada noże do kieszeni… To ciekawe… Ciekawe, co na to moja aureola i jej święte słowa?
Odczyn OD określa odium emocjonalnego składu krwi. To jeden z wielu parametrów, ale mocno ważny. Dla mnie akurat – naj. Nie wiedziałem o nim wcześniej. Wniosek taki, że warto się badać. Gdyby faceci robili to częściej, może nawet byliby zdrowsi… Wyniki czerwonej nienawiści są w normie. Żaden nie wychyla się poza skalę. Nie żąda (nad- albo podliczbą), żebym się nim zaopiekował. Krew nie zachorowała, a ja razem z nią. Jest normalna, czerwona. No a jaka ma być? Przecież taką barwę nadaje jej żelazo. A skąd żelazo we krwi? No z czerwonego mięsa, z wątróbki… No z agresji, furii… A najbardziej z noża, po mieczu. Dużo mam żelaza w morfologii, w normie…

Grzebię dalej w wynikach… Krew to też białe komórki. I one, nie dziwota, wychodzą w badaniu. Wychylają się… bielsze nienawiści. I całkiem ich sporo w tym alfabecie juchy. Kiedy pierwsze agresje się wynapokazywały, przedziera się sekcja krwinek białych… Jest nienawiść, która się zapomina i litościwie wyciąga rękę, żeby nieść pomoc. Ten leukocyt to łaska (odium est). Jest też nienawiść, która umie przekroczyć samą siebie. Czyli tę najtrudniejszą granicę. To miłość (odium amandum)… Miłość!? Ale jak? To proste… Doktor Hyde, bez elementów pośrednich Jeckylla i Mistera… Miłość i nienawiść – dwie siostry. Antonim, odbicie w lustrze, drugie ja. Obok niej, a jakże – nadzieja (spes odium). Łagodna nienawiść, która patrzy w przyszłość. Nigdy się nie poddaje i zawsze walczy, żeby umrzeć ostatnia. Jest odwaga (odium fortis). To nienawiść, która potrafi ukrywać strach. A najbardziej go paraliżować, żeby nie przeszkadzał. Jest nienawiść, która zna ograniczenia w swoich możliwościach i niemożliwościach. To pokora (humilis odium). Widać i słychać też nienawiść, która twardo stąpa po ziemi. To rozwaga (prudens odium). Wychyla się smutek (tristis odium), czyli zwiędła nienawiść. Wyciekająca suchymi łzami. Zgłasza się troska (curat odium). Nienawiść, która ma już dość martwienia się o samą siebie i martwi się też o innych. Podnosi wzrok ufność (confidens odium), czyli trochę naiwna nienawiść, rozglądająca się cielęcymi oczami. Podnosi rękę współczucie (misericors odium). Nienawiść, której nie hańbi pokazywanie miękkich uczuć. Podnosi głowę zdecydowanie (certum odium). Nienawiść niecofająca się przed nikim. Podnosi się na koniec życzliwość (odium benevolum), czyli nienawiść otwarta na innych.
Wyciągająca pomocne słowa i gorące chęci.

Co jest tak i nie tak z tą nienawiścią? To są też nienawiści… dobre? Te białe to nienawiści przyrodnie. Odszczepieńcy królewskiego pnia. Nie są rodowe. Nie są czystej krwi. Ale to siostry i bracia tej jedynej, prawdziwej. Tego najpierwszego uczucia. Białe nienawiści zostały wygnane, dawno temu. Zrzucone do piekła na ziemię. Zepchnięte do roli roślinożerców w świecie drapieżników. Odebrano im prawa. Do istnienia, odzywania się, pokazywania. Są piętnowane, poniżane, oczerniane. Siedzą więc głęboko. Nie przyznają się do pochodzenia. Trudno je zauważyć.
Jeszcze trudniej skorzystać z ich usług. Z wartości.

Mam więc w sobie też białą część nienawiści… No tak! Nie inaczej! Nie dziwota! To przecież tak samo jak z krwią. Ta ma białe krwinki, ale dla oczu jest czerwona. Co więcej, tu szeroko zdziwiam usta… Nienawiść, bez podziału na kolory, ma w sobie masę dobrego… Nienawiść od urodzenia jest dorosła. Rozwinięta, dojrzała, umięśniona. Żadne tam nienawiściątko, które potyka się na byle prostej drodze. Można jej używać od pierwszego wejrzenia niemowlęcego kroku. Nienawiść ma solidne podstawy. Można na nich budować, bez obaw, że się zawali. Jest odporna na każdą skalę Richtera. Nie daje w siebie wątpić. Sobą zachwiać. Sobie dmuchać. Nienawiść jest gorąca. Rozgrzeje, nakaże płonąć, spali, zwęgli, spopieli. I wstanie z tych popiołów, zanim ostygną. To jedyne uczucie, na którym człowiek się nie zawiedzie. Które go nie zdradzi. Nie opuści. Zawsze będzie obok, bliskie, wtulone swoim żarem. Nienawiść łatwo się napędza. Szybko nabiera mocy i rośnie, bo ciągle jest w ruchu. Nie próżnuje. Nie obrasta w tłuszcz. Nie czeźnie od wygody, bogactwa i zaspokojenia. Mechanicznie prze do przodu. Dąży do czegoś więcej. Rozwija się, nie tylko w czasie wojny. Nienawiść jest inteligentna. Siedzi sobie w prawej półkuli człowieka. I uruchamia swoje zwoje zdolności manualnych, wokalnych i przestrzennych. Tworzy samą siebie słowami i rękami. I sama siebie pędzi do roboty. Nienawiść jest rodzinna. Jej odmiany zawsze trzymają się razem. Wspierają, pomagają sobie. Tak bardzo jest nawykła do grupy, że sama nie czuje się dobrze. Sama z człowiekiem. Jeden żywiciel jej nie wystarcza. Musi się rzucić na drugiego, na szyję, kamieniem. Skoro taka dobra ta nienawiść, to może… można obedrzeć ją z zalet? Dobrać się do tego wszystkiego najlepszego.
Tego przywalonego zwałami gniewu, pogardy, chciwości. Tylko jak wziąć to, co najlepsze, z tego, co najgorsze? Jak sięgnąć do rdzenia i pobrać tę schowaną, zahukaną, przytłoczoną dobrość? Jak dostać się do szpiku i wyssać to wszystko odżywcze, a nic trującego? Czy można biel odedrzeć od czerwieni? Skoro da się rozbić atom, to może da się rozbić też nienawiść. Bo czy czerwona i biała muszą być razem? Zerkam do literatury fachowej… Krew powie wszystko… Elementy emomorfotyczne wytwarzane są głównie w szpiku kostnym i jest to jeden proces. Nie można oddzielić leukopoezy, czyli wywarzania białych krwinek od erytropoezy, czyli wytwarzania krwinek czerwonych. Krew w ciele pełni funkcję homeostatyczną i utrzymuje stałe środowisko wewnętrzne. To warunek prawidłowego funkcjonowania organizmu. Rozrost układu białokrwinkowego powoduje białaczkę…

Rozedrzeć nienawiści się nie da. Ale można spożytkować to, co chemicznie w niej odżywcze: jony sodowe, glukozę, kwasy, hormony, witaminy… Morfologii przychodzi z pomocą fizyka. Dobrą nienawiść da się objawić w mięśniach. Po prostu trzeba zabrać dla siebie samą dynamikę nienawiści. Tylko siłę mechaniczną. Bez żadnej sercowej emocji. Bez straty ognia na gniew w oczach, zarazę w ustach i obnażone zęby słów. Tylko wybuch i popych. Tylko energia wstrzyknięta do mięśni, do działania. Człowieczo rozumiana nienawiść jest tylko semantyką. Bo w sensie fizycznym to masa razy przyspieszenie. Goła kinetyka. Sięgnięcie do korzeni. Do mechaniki drapieżnictwa, które było od zawsze. I z sercem miało tyle wspólnego, na ile tłoczenie krwi pozwalało ciału zdobywać pożywienie. Ludzkie konteksty pojawiły się, gdy w ciało weszła dusza… Medycyna emocji zaleca fizyczne wykorzystanie dzikiego mięsa. Napostronkowanych mięśni i ścięgien, ściętych napięciem. Tak bardzo gotowych do energii. Trzeba wykorzystać ten napęd bez udziału serca i uważać, żeby nie miało ono przerzutów. Teoria zaleca jeszcze cierpliwość. Bo dobra nienawiść to dar, którego trzeba się uczyć latami. Uczyć się rozwijać. Doglądać, dopieszczać. Najlepiej pielęgnować. W nienawiści jest nadzieja…

Wojna to spotkanie krwi. Spotkanie narodów, ich nienawiści. Tych czerwonych i białych. To są granice, które wojna przekracza najbardziej. A ja, żeby z tym żyć, muszę przekraczać swoje granice. Bo ta czerwona
nienawiść się odzywa. Sączy mi się do oczu i uszu… Wyszukuje jaskrawości i zmusza mnie do pytań… No, no, powiedz, co myślisz, kiedy… przyjeżdża taki, lepszym samochodem niż twój, i chce dostać serwis za darmo. Bierze taka w delikatesach pięć awokado, 7,99 sztuka, których ty, nawet jednego, nigdy byś w takiej cenie nie kupił. Chodzą tacy po parkach i śmieją się, a powinni przecież siedzieć i płakać albo jechać do domu i walczyć. No, no, powiedz, co myślisz, kiedy… widzisz, że ci uchodźcy są lepsi od tych o arabskiej skórze. Kiedy znajdują się dla nich żywe pieniądze, nowe prawa, otwarte drzwi… Albo kiedy twój kościół… niespecjalnie zaprasza ich do swoich domów zakonnych, przeważnie pustych. A jeszcze twój papież rzecze coś o szczekaniu pod drzwiami sstalinsyna. No, no, powiedz, co myślisz, kiedy… czasem nie potrafisz zaprzeczyć komuś, kto szuka w jednostkach uogólnień. I przekrzywiasz wtedy tylko głowę, wydmuchując bezpieczne: hmmm… Albo zmieniasz temat. Choć czujesz, jakbyś zapierał się trzy razy. Ale chyba wolisz mieć spokój. Wolisz nie wdawać się w dyskusje. O, tak! Widać w takich rozmowach wygodę (commodo
odium), czyli leniwą nienawiść, unikającą wysiłku, zwłaszcza żeby się wychylić. Może ten papież miał
rację, że wszyscy jesteśmy tej wojny winni…

Każdy ma swoją wojnę. Która wylewa się na twarz, na język, na ręce. Wylewa zawsze, kiedy dzieje się wojna większa niż jeden człowiek. Niż jeden drapieżnik. Dobrze, że wiem trochę o tej nienawiści. Wiem, że to słowo pierwsze, słowo pierworodne, słowo przodek. Znając wroga, można mniej na ślepo z nim walczyć. I choć białej nie mogę oddzielić od czerwonej, to przynajmniej mogę z nienawiści wyciągnąć tę kinetykę. Może nauczę się używać jej energii do dobrego…

Siedzę i tnę się tą morfologiką. Krewkość. Krew, kość. Czerwień, biel. Wiele mam tej czerwono-białej krwi do poznania. Wiele pytań do znalezienia…

Czy mogę wojnie wypowiedzieć pokój? Czy jestem w stanie wojnę tym pokojem ukarać? Czy sobą mogę wywołać pokój? Czy… 

Czy nienawidzić zło znaczy kochać dobro?   

Друга премія


МОРФОЛОГІЯ… ЧЕРВОНІ ТА БІЛІ ВІДТІНКИ ЧОРНОГО


Текст: Автор невідомий

Ненависть — перше слово. Слово первісток. Слово предок. Та на прапочатку я ще цього не знаю. Тоді, коли озивається лише червона ненависть, не заплямована білизною. Тоді чорні слова виходять найгучніше. Вони виходять з мене, зі себе. Ну але як інакше, як реагувати? На те, що атакує голову… Адже….

Треба бути людинисином, щоб перти так агресивно. Як ведмідь, що тратує соняшник. З піднятою лапою, за всім, що не його. За людьми, за мовою, за історією… За клаптиком простору на карті…. І впихає все це в кишеню… Так зухвало. Так у прайм-таймах цілого світу. Треба бути сталінсином, щоб так гітлерити.

А я… я спершу не хочу захищати заатакованих. Не хочу бігти з розпростертими обіймами на допомогу біженцям. Не хочу зустрічати з хлібом і серцем в руках. Я хочу бігти з кулаками слів — на нападників. Без дрібки доброти в долонях. Лише з лютим словом і стиснутою волею. З наставленим ножем. Який розкрився в кишені. І вжалив руку, коли потягнулася до нього….

Чому ніж відкривається в моїй кишені, хоча… його там немає? Чому він кусає мою долоню, хоча лезо затуплене? Може, хоче щось сказати? Показати, щó в мені сидить. Щó під шкірою, в крові, в кістках. А найбільше — в голові серця. Так далеко, глибоко, на відстані волі. Мабуть, кожен носить у рюкзаку генеральську булаву, а в кишені — ніж.

Я сиджу біля меблів, з яких будується сім’я. З яких починається мир у домі. І мир в сусідстві, в країні, у світі. Я сідаю за стіл. До розмови з ножем. Це не бойовий клинок, а звичайний кухонний. Шматок дешевого металу, стертий у боротьбі з їжею. Без жодної військової підготовки.

І що… тепер мені перерізати ним комусь горло, як перерізую горло помідора? Розпорювати комусь живіт, як розпорюю нутрощі булки? Перерізати комусь вени, як перерізаю жили капусті? Вбивати когось так, як убиваю м’ясо для відбивних? Виколупати з когось життя так, як роблю лоботомію гарбузові на Гелловін? О, так! Цього хотів би відрух. Перший, хто так рвучко підняв руку. За атаку, так.

Я повинен порізати себе. Потяти тканини. Добратися до нутрощів, до кісток. Спробувати знайти цей вузол. Він скаже мені: чому рука на словах зірвалася перша. Чому стиснулася…

Перерізаю ореол. Це перша лінія захисту. Суцільна колюча засіка. Нетерновий вінець. Ореол ніколи не визнає, що я здатен на ніж; саме тому я був певний, що в моїй кишені його немає. Моя власна, найвласніша певність, що я святий, має шкіру, викувану в броню. І ця шкіра сміється ножеві в обличчя. Ну, спробуй! Може, тобі вдасться збрити бодай волосину. Ну, спробуй! Провокує, ніби зовсім не є втіленням святості.

Що, не проткну?! Не зможу!? Пиляю з силою, на злість. Колю, штрикаю металом. Нічого з цього, нічого з того не буде. Сталь не впорається, як і зуби. А вони, зрештою, мають свою гостроту — від кусючих слів. Я програю цю битву. Нетерновий вінець не впаде з моєї голови. Але мушу якось добратися до себе. Якось обійти цю зерібу священного кільця.

Рука простягає руку допомоги. Ну звісно! Дурний я, щойно тепер до цього додумався. Адже я хижак! А цей спочатку добирається до м’якості, замість намагатися розгризти череп здобичі, особливо з виставленими священними рогами.

Середина рани відкрита переді мною. Я дивлюся, щó вона може мені дати. Чи допоможе докопатися до себе? Покаже, де сидить та войовничість? Де джерело цієї амазонки? Раз сповістила першу реакцію, значить, щось мусить бути в мені. Хай вона дозволить себе знайти, хай відповість на питання: чи без неї — нічого, чи з нею — все?

Відкрита рана дивиться на мене налитим кров’ю оком. А я, замість заліплювати кров пластирем, вдивляюся в червінь. Блискуча, соковита, вабить око. На вигляд здорова, не бачу забруднень, отрут, піни… Але… Може, я повинен її дослідити? У крові видно всю людину, все, що в ній криється. Я не поранився лише завдяки випадкові; зокрема ножем, якого, судячи з мого ореолу, взагалі немає… Може, крізь кров доберуся до своєї голови? Може, щось у ній знайду? Якщо не відповідь, то хоча б питання…

Йду на морфологію. Даю частинку себе, в рідині. Матеріал, доказ. І чекаю, не знаходячи собі місця. Чекаю в приймальні моїх родинних меблів. Аж станеться аналіз… Магічне центрифугування зразків. Попередня обробка. Визначення за допомогою аналізаторів. Поглинання електричних імпульсів. Дослідження в мікроскопічній корекції. Переклад результатів на мову концентрацій і активності параметрів. Оцінка мазка з усіма нюансами, від морфолога, може, навіть патоморфолога.

Папір завжди гарячий, коли має повідомити щось важливе. Ну, букви, цифри, давайте результати! Я хочу знати, спраглий знати. Відкриваю аркуш, цією пораненою тремтячою рукою. Поглиблена морфологія. Спершу рівень ОД. Я знав, що є рівень ШОЕ[1], але… ОД? Цікаво… Читаю… Параметри еритроцитів, з описом….

Перший еритроцит — агресія (лат. infestum odium). Це напастлива ненависть, що гасає з піднятими кулаками і стрибає з лапами геть на всіх.

Потім безсилля (impotens odium). Ненависть з найбільшим зарядом, та вона заблокована і не може знайти виходу.

Далі — ненависть ненаситна, позначена в словнику кривавих термінів як жадібність (avarus odium). І кисла, і гірка, і гостра, і знай шукає нового смаку, щоб хапнути.

Є шалена ненависть, дуже безголовий вершник. Це відчай (desperatis odium).

У відсотковому відношенні найщедрішим є егоїзм (odium sui sui), тобто ненависть, яка безкорисливо діє від власного імені і заради себе.

У верхній частині шкали — вибухова ненависть, позначена як лють (furore odium). Несамовито червона, з чорним піднебінням і білими іклами.

Гіркота (amarum odium), або ненависть усім невдоволена. Вона трохи збайдужіла, її результат проглядає з нижніх регістрів.

Поруч з нею свердлить своїм параметром примхливість (odium chimaricum), тобто ненависть насуплена. Пирхає кінчиком носа і відвертається.

Круглими цифрами вискакує роздратованість (odium irritatum), позначена як пащекувата ненависть. Підстрибує мов задерикуватий півник на подвір’ї, із пронизливим голосом.

Поздовжньою цифрою сочиться ядучість (odium venenati). Ненависть, що стікає з зубів кривавою слиною, повною мікробів, як у варана.

Всіх їх своєю концентрацією намагається перекричати сварливість (iurgium odium), ця продажна ненависть. Швидка до буч, слово- і рукоприкладства.

Тихішою, та не менш помітною є зневажливість (despiciens odium), тобто ненависть нехтування. Яка вшановує оточення презирливим підняттям ноги.

Ага, отож в моїй крові тече… ненависть. Це вона підстерігає, це вона хижачить, це вона наказує погрожувати, це вона вкладає ножі в кишені… Цікаво… Цікаво, що на це мій ореол і його святі слова?

За рівнем ОД визначають одіум емоційного складу крові. Це один з багатьох параметрів, але дуже важливий. Для мене — найважливіший. Раніше я про нього не знав. Висновок такий, що варто здавати аналізи. Якби чоловіки робили це частіше, може, навіть були б здоровіші…

Показники червоної ненависті в нормі. Жоден не виходить за рамки. Жоден не вимагає (понад чи недо), щоб я про нього подбав. Кров не захворіла, і я разом з нею. Вона нормальна, червона. Ну а якою має бути? Адже такого кольору їй надає залізо. А звідки береться залізо в крові? Ну, від червоного м’яса, печінки… Ну, від агресії, люті… А найбільше від ножа, після меча.

У мене в морфології багато заліза, в нормі…

Порпаюся далі в результатах… Кров — це теж білі тільця. І вони, як не дивно, є в аналізі. Виділяються… біліші за ненависть. І їх досить багато, в цій абетці юшки. Коли перші агресії вже виступили, проривається секція білих тілець…..

З’являється ненависть, яка забуває про себе і милосердно простягає руку допомоги. Цей лейкоцит — благодать (odium est).

Є також ненависть, яка вміє переступати через себе. Тобто через ту найскладнішу межу. Це любов (odium amandum)… Любов!? Але як? Все просто… Доктор Гайд, без проміжних елементів Джекіла і Містера… Любов і ненависть — дві сестри. Антонім, відображення в дзеркалі, інше «я».

Поруч з нею, звісно, надія (spes odium). Ненависть ніжна, яка дивиться в майбутнє. Ніколи не здається і завжди бореться, щоб померти останньою.

Є мужність (odium fortis). Це ненависть, яка вміє приховувати страх. А найбільше паралізувати його, щоб не заважав.

Є ненависть, яка знає межі своїх можливостей і неможливостей. Це смирення (humilis odium).

Видно і чутно також ненависть, яка твердо ступає по землі. Це розсудливість (prudens odium).

Вибивається смуток (tristis odium), або зів’яла ненависть. Сочиться сухими сльозами. З’являється турбота (curat odium). Ненависть, якій уже досить переживати за себе, тим-то переймається іншими.

Підводить погляд довіра (confidens odium), або дещо наївна ненависть, розглядаючись навколо телячими очима.

Піднімає руку співчуття (misericors odium). Ненависть, яку не ганьбить прояв м’яких почуттів.

Підводить голову рішучість (certum odium). Ненависть, яка ні перед ким не відступає. Наостанок піднімає голову доброзичливість (odium benevolum), тобто ненависть, відкрита на інших. Простягає слова підтримки і гарячі наміри.

Що є так і не так з цією ненавистю? Ці ненависті теж… хороші?

Білі — це природні ненависті. Відгалуження материнського стовбура. Неродовиті. Нечистокровні. Але це сестри і брати тієї єдиної, справжньої. Цього першого відчуття. Білі ненависті вигнано, давним-давно. Скинуто до пекла на землі. Зведено до ролі травоїдних у світі хижаків. Позбавлено прав. Існувати, говорити, показуватися. Їх таврують, принижують, очорнюють. Тим-то сидять вони глибоко. Не визнають свого походження. Їх важко помітити. Ще важче скористатися їхніми послугами. Їхньою вартістю.

Отож у мені теж є біла частина ненависті… Ну так! Не інакше! Не дивно! Це ж, зрештою, як із кров’ю. У ній є білі кров’яні тільця, та для очей вона червона. Мало того — і тут я широко дивую вуста… Ненависть, без поділу на кольори, має в собі масу добра…

Ненависть від народження дорóсла. Розвинена, зріла, м’язиста. Жодна дитинка, яка спотикається на прямій дорозі. Її можна використовувати з першого спостереження кроку немовляти.

Ненависть має міцні підвалини. На них можна будувати, не боячись обвалу. Вона стійка до будь-якої шкали Ріхтера. Не дозволяє в собі сумніватися. Похитнути себе. Нашкодити собі. Ненависть палюча. Розжариться, накаже горіти, спалить, звуглить, спопелить. І постане з попелу, перш ніж він охолоне. Це єдине почуття, в якому людина не розчарується. Яке її не зрадить. Не покине. Завжди буде поруч, близьке, зігріте власним вогнем.

Ненависть легко розганяється. Швидко набирає сили і розростається, бо постійно в русі. Не байдикує. Не обростає салом. Не зникає від комфорту, багатства і задоволення. Механічно рухається вперед. Прагне чогось більшого. Розвивається не лише на війні.

Ненависть розумна. Вона сидить у правій півкулі людини. Й активує звої своїх мануальних, вокальних і просторових здібностей. Творить себе словами і руками. І сама себе жене до роботи.

Ненависть — родинна. Її різновиди завжди тримаються разом. Підтримують, допомагають один одному. Вона настільки звикла до групи, що наодинці не почувається комфортно. Наодинці з людиною. Одного годувальника їй замало. Мусить накинутися на іншого, на шию, каменем.

Якщо ця ненависть така хороша, може… можна позбавити її плюсів? Добратися до всього найкращого. Приваленого купами гніву, презирства, жадібності.

Але як взяти найкраще з найгіршого? Як достукатися до серцевини і витягти ту приховану, затюкану, пригнічену доброту? Як дістатися до кісткового мозку й висмоктати все поживне і нічого отруйного?

Чи можливо відділити біле від червоного? Якщо можна розщепити атом, то, може, вдасться розщепити і ненависть. Бо хіба червона і біла повинні бути разом? Заглядаю в спеціальну літературу… Кров усе розповість… Емоційні кров’яні клітини в основному виробляються в кістковому мозку, і це один процес. Лейкопоез, вироблення білих кров’яних тілець, не можна відокремити від еритропоезу, вироблення червоних кров’яних тілець. Кров в організмі виконує гомеостатичну функцію і підтримує постійне внутрішнє середовище. Це необхідна умова нормального функціонування організму. Проліферація системи білих кров’яних клітин викликає лейкемію…

Ненависть неможливо розірвати. Але те, що в ній є хімічно поживного, можна споживати: іони натрію, глюкозу, кислоти, гормони, вітаміни….

На допомогу морфології приходить фізика. Хороша ненависть може проявлятися в м’язах. Просто треба взяти для себе саму динаміку ненависті. Лише механічну силу. Без жодної душевної емоції. Без втрати вогню на гнів в очах, заразу в роті і вишкірені зуби слів. Лише вибух і поштовх. Лише енергія, вштрикнута в м’язи, в дію.

Ненависть у людському розумінні — лише семантика. Бо з фізичної точки зору — це маса, помножена на прискорення. Гола кінетика. Повернення до коріння. До механіки хижацтва, яке було завжди. І з серцем воно мало стільки спільного, скільки перекачування крові дозволяло тілу здобувати їжу. Людські контексти з’явилися, коли в тіло увійшла душа…

Медицина емоцій рекомендує фізичне використання дикого м’яса. Натужені м’язи і сухожилля, зціплені напругою. Так сильно готові до енергії. Треба запрягти цей імпульс без участі серця і пильнувати, щоб він не розгалужувався. Теорія ще рекомендує терпеливість. Бо хороша ненависть — це дар, якого треба вчитися роками. Вчитися розвивати. Виховувати, вдосконалювати. Найліпше плекати.

У ненависті є надія…

Війна — це зустріч крові. Зустріч націй, їхніх ненавистей. Червоних і білих. Це кордони, які війна перетинає найшвидше. А я, щоб з цим жити, мушу виходити поза власні кордони. Бо озивається ця червона ненависть. Сочиться мені в очі і вуха… Шукає яскравості і змушує мене ставити питання…

Ну, ну, скажи, що думаєш, коли… хтось приїжджає на кращій, ніж твоя, машині і хоче безкоштовного обслуговування. Купує в гастрономі п’ять авокадо, 7,99 за штуку, коли ти навіть одного за таку ціну ніколи б не купив. Вони гуляють парками і сміються, а мали б сидіти і плакати або їхати додому і боротися.

Ну, ну, скажи мені, що думаєш, коли… коли бачиш, що ці біженці кращі за тих, з арабською шкірою. Коли знаходяться для них живі гроші, нові закони, відкриті двері… Або коли твоя церква… не особливо запрошує їх до своїх монастирів, здебільша порожніх. А ще твій Папа каже щось про гавкіт під дверима сталінсина.

Ну, ну, скажи мені, що думаєш, коли… іноді не можеш заперечити тому, хто в окремих людях шукає узагальнень. І тоді просто схиляєш набік голову, видихаючи безпечне: гммм… Або змінюєш тему. Хоч почуваєшся так, ніби тричі зрікся. Та радше волієш мати спокій. Волієш не вдаватися в дискусії. О, так! З таких розмов прозирає зручність

(commodo odium), тобто лінива ненависть, яка уникає зусиль, особливо щоб вистромитися. Може, цей Папа мав рацію, що ми всі винні у цій війні….

У кожного своя війна. Та, що виливається на обличчя, на язик, на руки. Виливається щоразу, коли є війна, більша за одну людину. За одного хижака.

Добре, що я трохи знаю про цю ненависть. Знаю, що це слово перше, слово первородне, слово предок. Знаючи ворога, можна менш сліпо з ним боротися. І хоча я не можу відокремити білої від червоної, то принаймні можу витиснути з ненависті цю кінетику. Може, навчуся використовувати її енергію на благо….

Я сиджу і ріжу себе цією морфологією. Кров’янистість. Кров, кістка. Червоне, біле.

У мені багато цієї червоно-білої крові для пізнавання. Багато питань для пошуку відповідей…

Чи можу я війні оголосити мир? Чи можу цим миром війну покарати? Чи можу собою викликати мир? Чи…

Чи ненавидіти зло означає любити добро?

 

З польської переклала Наталка Римська

 

[1] Швидкість осідання еритроцитів. (Прим. перекладачки)

Перейти до вмісту